Poszukujemy takich miejsc z uporem maniaka. Dość mamy wydeptanych ścieżek spacerowych nad rzeczkami pstrągowymi gdzie zbyt często napotykamy niby kolegów wędkarzy ale faktycznie konkurentów do wymarzonych kropek. Może się to wydać nieprawdopodobne ale natrafiłem ostatnio na takie miejsce gdzie przez kilka godzin byłem zdany tylko na siebie, pstrągi i walkę z oszalałą przyrodą. Niestety musiałem się poddać naturze i po sześciu godzinach łowienia zrezygnować z dalszych podchodów. Organizm nie wytrzymał trudów przedzierania się przez półtorametrowe trawy, powoje i knieje jakich już dawno nie pamiętam. Sam musiałem sobie torować ścieżynkę wśród nie ścinanych od lat traw, przeczołgując się na czworakach po zwisającymi gałęziami rozrosłych krzewów i drzew. Zapewne interesuje Was co z pstrągami? A były i to sporo. Dwadzieścia wyjść, z czego pięć zawisło na kotwiczkach. Wyciągnięte niestety nie należały do gigantów bo byłu podkalibrowe. Ale były też dwa ataki takich powyżej czterdziestki. Mocno zmącona woda na skutek opadów spowodowała, że ataki były anemiczne i w większości z zamkniętymi pyskami, bez tak charakterystycznej dla pstrąga agresywności. No cóż miałem pecha, że akurat na trzy dni przed wyjazdem mocno polało w tym rejonie. Rzeka niosła dużo patyków i zawiesiny. Odczekam, potrenuję aby wyrobić sobie kondycję i powtórnie zapuszczę się w tą polską dżunglę z bezwstydnie rybną rzeczką. Takie małe Eldorado w dzisiejszych czasach, coś nieprawdopodobnego. I jeszcze jedna mała rzecz ale istotna. Do rzeczki trzeba się telepać na piechotę co najmniej 3 km od miejsca gdzie można spokojnie pozostawić samochód bez obaw, że go okradną. Niby proste ale trudy zmagań z przyrodą nie poddaną presji ludzkiej odczuwam do dzisiaj. Może te surwiwalowe i traperskie warunki spowodowały, że wygodni wolą nie ryzykować, omijając ten teren z daleka. I dobrze dla mnie hi,hi,hi. Obyście takich miejsc mogli spotkać więcej, czego Wam serdecznie życzę.
Ha nie jeseś jedynym który zna takie miejsce, ja też mam taką miejscówkę , czytając twją opowieśc miałem ją przed oczami , niestety kabanki trochę mniejsze ale za to komarów ( które wciągają w krzaki ) i haszczy w bród , co prawda samochodem można dojechać nad wodę tylko trzeba znać drogę bo trawa na metr , jako ciekawostka całkiem niedaleko wrocławia . z pozdrowieniem Bodek
O komarach i muchach typu gzy nie wspomniałem bo to dopiero jest horror. O ile z komarami można jeszcze troche powalczyć Autanami, Off-ami i innymi mazidłami to z muchami /gzami/ tam jeszcze nikt nie wygrał. Tną jak diabli zostawiając przez pewien czas piękne ślady. Do dzisiaj drapię się jak szalony. Cholera nic nie pomaga. I jeszcze jeden niezły szkopuł. Czwartą część odcinka robiłem w pozycji czworonożnej takie chaszczory. Z człowieka wyprostowanego zmieniłem się w zwierzę czworonożne.
Pozdrawiam Ryszard.
Uwielbiam takie miejsca, pomimo wszelkich uciążliwości właśnie w takich miejscach czuje się najlepiej, no właśnie tam jest szansa na prawdziwego misiaczka Przy okazji Rysiu dzięki za podzielenie się ze mną tym dzikim i rybnym zakątkiem, może wybiorę się tam niedługo.
Co do komarów ostatnio słyszałem ciekawe powiedzenie. Otóż pewien wędkarz po powrocie rybek rzekł, ryby nie brały za to komary były jak młode bociany i żarły nawet przez gumowilce:-)
Ja osobiście z wszystkich plag egipskich które spotykamy nad wodą najbardziej nie nawiedzę tych małych wścibskich muszek wchodzących do nosa uszy i gdzie się da. Wytrzymam komary, gzy ale te muszki doprowadzają mnie do szewskiej pasji, wrrrrrrrrrr.
Pozdrawiam.
Tak Konradzie. Te małe czarne sk...syny są rzeczywiście przykre, ale..... Nie zetknąłeś się z tymi pier...nymi gzami. To jest dopiero horror. Jest ich tam tysiące. Jak Cię dopadną to machasz łapskami jak wiatrak holenderski na polderach. A jak już przypierdzieli to ho, ho, ho. Ja w niektórych miejscach bardziej odsłoniętych wyglądam jakbym przechodził czarną ospę.
Pozdrawiam Ryszard.
jednak Darwin miał racje (hi,hi,hi), po ojcu odziedziczyłem siatkę pszczelarską tak że daję radę ale z gzami to faktycznie porażka , jak załadam flanelkę ( fajnie sprana , cienka , przewiewna ) to ochrania ale za to pot po d.... cieknie . z pozdrowieniem Bodek
Bodek, chodzenie tam z muślinem koło gęby nie wchodzi w rachubę. Raz nieopatrznie wlazłem w trawska i powoje. Nie dość, że leżałem jak sznyta kilka razy to na dodatek po wyjściu z tego paskudztwa wyglądałem jak driada leśna poowijany tymi pieruńskimi powojami. Całe szczęście, że miałem bandanę na szyji kruca fix. Ale, że jest tam pięknie i pierwotnie to fakt. Oby jak najdłużej a najlepiej zawsze.
Ryszard.
Oby tak było , ale póki nie można dojechać samochodem to możesz spać spokojnie , naród jakiś taki leniwy się zrobił , jak oponami nie dotknie wody to nie jedzie ( i dobrze ) dlatego jeszcze można znaleść takie perełki . z pozdrowieniem Bodek