Wędkuję cały rok na zbiornikach w rejonie Krakowa, ale zawsze czekam z utęsknieniem na 1 czerwca. Bo właśnie wtedy kończy się okres ochronny mojej ukochanej ryby: SANDACZA.
Z dniem 31 maja, zawsze wybieram się na nocną eskapadę. Wcześniej wybieram miejce koło jakiegoś zatopionego krzaka lub drzewa. Dogodne miejce na połów sandacza. Kilka dni przyglądam się temu miejscu, aby potem ocenić czy coś z tego będzie. Nadchodzi godzina 0:01. Rozkładam kij sandaczowy. Zakładam płotke na hak. I wyrzucam zestaw pod sam krzak. Ciężarek gruntowy o wadze 40g. haczyk nr.1 przypon 0,22mm. Zakładam na żyłkę steropian w który wbity jest świetlik i czekam,obserwyjąc przy tym drugę wędkę zarzuconą na leszcze. Przeważnie branie wygląda tak, że widzimy niewielkie drgania szczytówki. To znak, ze koło naszej rybki kręci sie sandacz lub inny drapieżnik nocny. Po chwili następuje jedno lub dwa szarpnięcia. I to jest właśnie ten najciekawszy moment. Zastanawiam sie zawsze wtedy czy mój steropian zaraz zjedzie na duł, a sandacz zaczne wywlekać żyłkę ze szpuli, czy tez tylko nastraszył moją rybkę i odpłynął. Kiedy sądny moment następuje. Mój steropian zjeżdza coraz nizej, z kołowrotka zostaje wywleczona coraz wieksza ilośc żyłki. Moment potęznego napięcia i oczekiweania na to żeby sie zatrzymał.(żyłkę należy puszczać po palcu, ale nie blokując jej) Żyłka stoi. Nie czuje na palcu żadnego napięcia. Zamykam kabłąg zwijam żyłkę do czasu aż poczuję opór. Wtedy należy zaćią dośc mocno i zdecydowanie. Na początku nei czuć dużego oporu,a le już po kilku sekundach ta cudowna walka sie rozpoczyna. Sandacz chodzi raz na prawo raz na lewo. Nie można zapomnieć o dobrym wyregulowaniu kołowrotka(hamulca).Sandacz jest znany z tego że lubi kiedy wędkarz słuszy to klasyczne "bzz". Jak to jego żyłka wychodzi z kołowrotka. Nie wolno sandacza dopuścić do żadnego rodzaju przeszkody. Należy starać sie utrzymać go przy powierzchni, na ile to możliwe. Kiedy jest pod brzegiem. Jest to moment najważniejszy, bo to właśnie wtedy on rozumie: "Albo ty, albo ja". Wtedy należy dać mu troszkję swobody nie kręcąc kołowrotkiem cały czas,a starać sie tylko utrzymać naprężoną żyłkę. Pozwólmy mu sie zmęczyć. Jeżeli tego nie zrobimy, najprawdopodobniej to on zwycięzy. Kiedy sandacz wykłada się juz prawie okrakiem na tafli wody, wtedy należy zacząć go wyciągać. Mogą nastapić jeszce jego agresywne zrywy,na które musimy bardzo uważać. Podbieramy sandacza ręką pod brzuch, lub podbierakiem. Dlaczego akurat pod brzuch spytacie. Już udzielam tej odpowiedzi. Drapieżnik złapany pod brzuch jest spokojniejszy. I możemy sie wtedy spodziewć że nie zrobi jakiegoś agresywnego ruchu. Wtedy to już właśnie wy musicie zadecydować co zrobicie z waszym okazem. ja osobiście mam przyjemność w samym łowieniu. I zawsze kiedy ktoś mi mówi:"Po co...taka duża ryba?" Zawsze odpowiadam:"przyjechałem na ryby, a nie po ryby... Jakbym miał ochote na rybę, pojechałbym do centrali rybnej". Zadbajmy o to aby w naszych wodach była ryba.
Coś mi i tu nie pasuje. Może ie mam racji, ale z mojego doświadczenia wynika, że łowiąc na żywca, czy trupka, kiedy to czeka się z zacięciem do momentu zatrzymania sie drapieżnika(polykanie ofiary) najczęściej zapinają sie gdzieś między przełykiem a żołądkiem ;( Moje pyt.brzmi czy warto w ten sposób łowic, chcąc później darować rybie wątpliwe życie???