RYBIE OKO - strona domowa
ZDJĘCIA FILMY
RYBIE OKO - strona domowa
ENGLISH VERSION
Linia Krokusa

KAZACHSTAN
URAL
MONGOLIA
MORSKIE
SZWECJA
AUSTRALIA


Wszystkie Na ryby

Hit  Wędkarskie realia w Australii

Autor: Marcin Chimiczewski
Temat: Wyprawy
Data:18.3.03 14:13
Ocena:4.98  (45)
Czytano:11255

Tak jak wspominałem w jakimś tam poście, cały mój kontakt z australijskim wędkarstwem miał charakter czysto teoretyczny, czyli oparty jedynie na obserwacji i rozmowach z miejscowymi. Przepraszam, raz łowiłem w rzecze i złowiłem... ale może od początku.


Już przy pierwszym kontakcie z Oceanem włączyło mi typowe wędkarskie ssanie, a co za tym idzie mnóstwo pytań: gdzie są wędkarze?, gdzie najbliższy sklep wędkarski?, jakie tu się łowi ryby?, jak się łowi te ryby? itd. Stan ten pogłębiał fakt, iż diametralnie zmienił się klimat, poczułem się tak jak chyba większość kolegów „po fachu” w okresie wczesnowiosennym tzn. już się chce, ale jeszcze nie wypada. Niestety przy pierwszym spacerze brzegiem oceanu nie spotkałem żadnego wędkarza.
Po kilku dniach aklimatyzacji wybrałem się do wędkarskiego sklepu i właśnie w tym miejscu - co należy wspomnieć - doznałem szoku. Zero delikatnego sprzętu! Szok był tym większy, że dla wędkarza wyczynowego delikatnie tj. na prawdę delikatnie. Wyobraźcie sobie, że nie znalazłem na półce żyłki poniżej 0,35, haków mniejszych niż 6 i wędki o cieńszej szczytówce niż kciuk! O zgrozo! Ze spławikami sprawa była bardziej skomplikowana, gdyż nawet nie były opisane, a poza tym były może trzy rodzaje. Ich wygląd przypominał typowo żywcowe bojki. Pierwsza myśl jaka mi zaświtała: oj łowi się tu naprawdę duże ryby. Gdy minęło trochę czasu i opadły emocje moją uwagę zwróciłem na troszkę inny aspekt sprzętu, mianowicie na marki dostępne na rynku oraz jego wykonanie. Tu również się rozczarowałem. Miałem wrażenie, że jestem na placu przy stoiskach u „ruskich”. Jedynymi znanymi mi firmami zajmującymi się sprzętem wędkarskim była Daiwa oraz Silstar. I uwierzcie mi, sprzęt tych firm był sprzętem z wyższej półki! Większość wyrobów była produkowana w Chinach (zresztą może i wszystkie, ale tego nie sprawdziłem). Można oczywiście powiedzieć: zaraz, zaraz to tylko jeden sklep. No cóż, byłem w czterech sklepach w Adelaidzie (oraz okolicach) i niestety wszędzie wyposażenie było podobne. W takiej sytuacji nasunęło mi się pytanie– Dlaczego?! W końcu 1992 w Irlandii Australijczyk, niejaki Wesson został Mistrzem Świata w wędkarstwie spławikowym, choć co prawda jednogłośnie zostało to uznane za fart, niemniej jednak świadczyć by to mogło o jakimś zapleczu wyczynowym. Poza tym oprócz oceanu w okolicach Adelaidy jest kilka interesujących rzek (np. Murray, Lachlan) gdzie niekoniecznie trzeba łowić na „kije od miotły”. A więc dlaczego tyle bubli na wędkarskim rynku? Odpowiedź miała nadejść już wkrótce.
Pierwszy mój kontakt z rybami (i to w sposób czynny) miał miejsce właśnie nad w/w rzeką Murray. Problem jednak tkwił w sprzęcie, gdyż – co oczywiste – nie targałem nic z Polski, a kupowanie nie miało sensu. Po pierwsze raz, że bubel, dwa drogo, trzy nie wiem jak łowić, kupować wędki po to aby kilka razy połowić, nie, nie było sensu. Więc co robić? Poprosiłem Jeffa (znajomego u którego mieszkaliśmy) by mi coś pożyczył od swojego kolegi, który jest wędkarzem. Tak, też zrobił. Sprzęt jaki przyniósł niczym mnie nie zaskoczył, Owe wędki (przyniósł dwie) były to „spinningi” 2,5 metrowe z włókna szklanego. Kołowrotki ... no cóż przypominały coś podobnego do kołowrotków, które można kupić razem z wędką tzw. sprzęt dla dzieci. Jednak bardzo podniecony faktem, ze niedługo sobie połowię pojechałem kupić żyłkę, haki, spławik i stalki (nie wiedziałem czego się spodziewać).
Rzeka była dziwna, ale piękna w swej dziwności. Bardzo szeroka i bardzo mętna, z mnóstwem zatopionych drzew.


Rzeka w kanionie

Zalane drzewka

Pomyślałem sobie, że mogłyby tu być krokodyle. Jednak szybko mnie postawiono na ziemię, oznajmiając, że w tej części Australii ich nie ma. Zanim się rozbiliśmy, był już wieczór, a ja nie miałem robaków, a jak przeczytałem w informatorze najlepiej łowić na wszystko co się rusza! Myślę sobie: mam wędki, jestem nad wodą, nie mam przynęt, no ale chyba się nie poddam – ukradłem kobietkom puszkę kukurydzy . Wyciągnąłem Jeffa i razem poszliśmy nad wodę. Gdy rozłożyliśmy sprzęt okazało się, że korbka od kołowrotków jest po lewej stronie, na szczęście w jednym z nich była możliwość przerzucenia jej na prawo. Dlatego, też wędkę z korbką po lewej stronie dałem Jeffowi – jemu i tak było wszystko jedno. Wyglądać musiałem fachowo ;) – wędka z włókna szklanego, żyłka 0,35, ciężarek ok. 5-8 gr, stalka, hak 6 a na nim pęk kukurydzy! No cóż może tu się tak łowi? Gdy tylko zarzuciłem zaraz za plecami pojawiło się stado pelikanów, podchodząc na metr od nas i prosząc o rybkę.


Pelikany

Pelikan

Cierpliwości starczyło im na godzinę, Jeffowi na 1,5.
Człowiek i ryba
Ja jednak się nie poddawałem czekałem ze trzy godziny. Myślę sobie: musze coś złowić, chociaż jedną rybkę, choć jedno branie, proszę. Po trzech godzinach poszedłem po kolejne piwko i gdy wracałem serce nagle zaczęło mi walić na widok wędki, która zatrzymała się na krzaku i cała drgała. Mocno zaciąłem (w sumie bez sensu bo ryba oczywiście już siedziała na haku) i zacząłem jeden z najdłuższych holi w moim życiu. Nie myślcie sobie, że było to spowodowane wielkością ryby, co to, to nie. Po prostu ryba wzięła na wędkę Jeffa, gdzie korbka od kołowrotka jest po lewej stronie – co za koszmar! Zacząłem kręcić nie w tą stronę i jak to w takich sytuacjach bywa na szpuli zrobiła się pajęczyna, gdy z tym się uporałem, to zaczął się mozolny hol(nie wiem jakie było przełożenie tego kołowrotka, chyba 1:1). Po wyciągnięciu ryby strzeliłem karpia :0 co to – karaś?!. Jak się okazało był to karpik! O zgrozo! Łowię na drugiej półkuli karpie!
Za to znów miałem towarzystwo w postaci pelikanów – cudowne ptaki. Na drugi dzień wybrałem się już z robakami. Jednak wymiękłem już po godzinie, szkoda było mi czasu, wiec postanowiłem z resztą ekipy pozwiedzać okolice.
Przy następnym spotkaniu z oceanem trafiłem na wędkarzy. Było ich nawet sporo (na pewno więcej od ludzi, którzy przyszli na plaże w innym celu np. opalania). Wszyscy łowili jednakowo tj. stali po kolana w wodzie zarzucali wędkę na 20-40 m i trzymając wędkę w ręce, czekali. Przynętami głównie były białe robaczki (jestem przekonany, że pokazując im barwione białe, zszokowałbym ich). Większość nie używała żadnych sygnalizatorów brań. O braniu informowała żyłka którą trzymali w ręce.


Wędkarze w wodzie wieczorem

Wędkarze w wodzie o zachodzie słońca

A tak a propos sygnalizatorów. Wielkie było zdziwienie Jeffa, gdy łowiąc na w/w rzece założyłem na żyłkę kawałek patyczka w celu sygnalizacji brań. Skomentował to: Marcin jesteś prawdziwym profesjonalistą. :0 Zamurowało mnie. W jednej chwili doszło do mnie, że rozmowa o pracy i konsystencji zanęty nie mają sensu.
Co prawda Jeff łowił głównie w dzieciństwie i miał prawo nie wiedzieć wielu rzeczy, ale osoby, którymi się otaczał miały dość dużo wspólnego z wędkarstwem, dlatego też tak bardzo zdziwiła mnie jago reakcja na tak prosty zabieg. Sytuacja ta oraz sposób łowienia był dla mnie odpowiedzią na pytanie, dlaczego są tak a nie inaczej wyposażone sklepy wędkarskie. Mianowicie, poziom kunsztu wędkarskiego jest tam jak najbardziej adekwatny do sprzętu i vice versa. Oczywiście można by w tym miejscu pospekulować, a co by było gdyby był inny sprzęt, czy podniósłby się przez to poziom wędkarskiej wiedzy? Nie wiem? Może. Jest to jednak problem „natury” co było pierwsze jajko czy kura? Tak czy inaczej wędkarstwo z jakim się spotkałem w Australii przypominało bardziej tzw. gliździarstwo. Taka kondycja wędkarstwa w Australii ma również swoje odbicie na tzw. etyce wędkarskiej. Np. nie spotkałem nikogo, kto by wypuścił złowioną rybę, a poza tym złapane ryby były przechowywane w wiaderku z wodą.
Wędkarze odpoczywający na molo
Należy jednak zdać sobie sprawę z tego, że opisana przeze mnie forma wędkarstwa jest olbrzymią generalizacją. Po pierwsze zwiedzałem tylko okolice Adelaidy (a wypowiadam się o Australii), po drugie miałem kontakt w sumie tylko z jednym aspektem wędkarstwa. Nie udało mi się np. ani łowić, ani obserwować ludzi łowiących z jachtów czy innych jednostek pływających. Och jak żałuje . Oczywiście możliwości były, jednak dosyć prozaiczny powód nie pozwolił mi do końca zrealizować swoich marzeń – tzw. forsa, kasa, siano itp. To, że wyprawa drogo kosztowała (jak dla mnie) - było problemem - owszem, ale do przejścia, gdyż mogłem kosztem innych atrakcji zapolować na rekiny, jednak taka bariera jak potrzebny komplet na pokładzie (od 4 do 6 osób) była już nie do przeskoczenia.
Jednak mimo tego niepowodzenia postanowiłem zapolować na kraby, gdyż pewnego razu w trakcie wieczornej kąpieli trochę nas postraszyły swoimi szczypcami. Po chyba 3 tygodniach od tego zdarzenia przygotowałem sobie sprzęt, (patyk zakończony gwoździem) i wybrałem się na polowanie. I tu kolejne rozczarowanie – krabów nie było! Nie wiem dlaczego, ale przypuszczam mogło to być związane z przypływami i odpływami. Po tym niepowodzeniu zrezygnowałem zupełnie z atrakcji związanych z rybami (no, może poza ich jedzeniem) i skoncentrowałem się na innych rozrywkach. I tak np. w trakcie jednego z wypadów nad wodę mieliśmy dosyć egzotyczną „przygodę”. Podczas kąpieli zauważyliśmy biegnącego ratownika, który bardzo nerwowo prosił o wyjście wszystkich z wody, gdyż jak wołał: zbliżają się duże rekiny! Naszą reakcję przemilczę – musicie sobie ją wyobrazić. I innym razem sam zauważyłem, leżąc na plaży dwie wystające płetwy grzbietowe w pobliżu dzieci. Na początku myślałem, że mi się przewidziało, jednak gdy pokazały się ponownie i to jeszcze bliżej dzieci, szybko pobiegłem by je ostrzec. Na próżno! Okazało się, że były to delfiny. I to chyba tyle przygód związanych z rybami (i ssakami „udającymi” ryby).


Wędkarz z wędką na plaży

Rybka na plaży

Plakat stacji mierzenia ryb



Skorzystaj z przyznanego Ci prawa i oceń ten artykuł
« « « « || » » » »  
5  10 

drukuj drukuj wyślij wyślij

Lista komentarzy


Temat: Autor:
Czas:
No i popapatrz pan
Sławek Rybicki 18.3.03 15:18
wystarczyłoby obejrzeć Rex`a i ...... też byś się tyle samo dowiedział :))).
PS. Już bez żartów - jak z tych programów widać australijczycy łowią ryby małe, duże i ogromne gdzieś mając korkowe rękojeści i inne bajery czyli cały sekret w zasobności wody a technika... No cóż czymś trzeba się ratować a nam z wędkarstwa powoli zostaje li tylko zbieranie sprzętu :((((
     Odp: No i popapatrz pan
Marcin Chimiczewski 19.3.03 11:57
    
Może i wystarczyłoby obejrzeć Rex'a, nie wiem ciężko wyczuć, nie jestem fanem tego typu filmów, gdyż są bardzo mało obiektywne, przez co można powiedzieć ukazują rzeczywistość w sposób przekłamany. Najlepszym przykładem tego jest post poniżej, gdzie kolega pisze, że w Australii jest b. dużo ryb. Skąd ten wniosek? Ano właśnie jest to wpływ tego rodzajów filmów. Może i jest dużo ryb w Australii, bo faktycznie Australijczycy mają fioła na punkcie fauny i flory - co może być wskaźnikiem dla ilości ryb, choć nie musi. Jednak w miejscach, których byłem ludzie wcale nie łowili dużej ilości ryb, albo dużych ryb. Dlatego też dziwi mnie porównanie mojego artykułu do filmów Rex'a.
         Odp: No i popapatrz pan
Sławek Rybicki 20.3.03 10:19
        
A gdzieś ty zobaczył jakieś porównanie ???
             Odp: No i popapatrz pan
Marcin Chimiczewski 20.3.03 10:56
            
"wystarczyłoby obejrzeć Rex`a i ...... też byś się tyle samo dowiedział" - dla mniej ten cytat jest jednoznaczny. Jeżeli po obejrzeniu filmu dowiesz się tyle samo co z mojego artykułu - to jakby tego nie interpretować - wynika z tego, że informacje zawarte w owym artykule są podobne do tych prezentowanych przez Rex'a.
                 Odp: No i popapatrz pan
Sławek Rybicki 20.3.03 11:03
                
A "Już bez żartów" nie jest ??? Oj Marcinie !!
                     Odp: No i popapatrz pan
Marcin Chimiczewski 20.3.03 11:32
                    
no, jest. Jeżeli był to żart, to zwracam honor :) Choć kojarzenie mojego artykułu z filmem, lekko mnie poruszyło
                         Odp: No i popapatrz pan
Sławek Rybicki 20.3.03 11:41
                        
:))
     Odp: No i popapatrz pan
Rafał kIj 19.3.03 07:05
    
CZeść mi się wydaje że technika i styl połowu Rexa i jego kolegów wynika z nie ich umiejętności ale z takiej przyczyny że tam jest bardzo dużo ryb jeszcze nie rzucisz a już ryba Tam stoi ryba na rybie.Wiem bo kiedyś miałem okazję być w Australi i połapać sobie co nieco NAra. Ciekawe jakich ryb nałapał by rex jakby przyjechał do Polski

Linia Krokusa
Valid XHTML 1.0!
Wszelkie prawa zastrzeżone - All Rights Reserved - ©1999-2004 Krokus Sp. z o.o.
90-223 Łódź, ul. Rewolucji 1905r 82 , tel. +48 42 678 77 03 fax +48 42 678 77 09
Reklamy Krokus: Osuszanie bydynków Łódź - izolacja pionowa